Osoby, które mimo niezbyt sprzyjającej aury wybrały się wczoraj na świąteczny spacer w okolice kanału portowego w Świnoujściu, miały okazję podziwiać rzadki widok – negatyw pospolitego w naszych wodach łabędzia…
Łabędź czarny (Cygnus atratus) występuje naturalnie w Australii, na Tasmanii, a w wyniku introdukcji przeprowadzonej w roku 1860 także na Nowej Zelandii. Ostatnio w Europie osobniki uciekające z hodowli zaczęły tworzyć dziko żyjącą, rozmnażającą się populację. Na naszym kontynencie najczęściej można je spotkać w Holandii. Do tej pory z Polski pochodzi zaledwie kilkanaście potwierdzonych obserwacji tego gatunku. Pierwszy raz zanotowano go w naszym kraju w roku 1990, gdy w Kołobrzegu pojawiły się dwa osobniki. Później kilka doniesień z różnych miejsc Polski (być może jednego osobnika) pochodzi z roku 1995. W Świnoujściu po raz pierwszy i do wczoraj jedyny widziano łabędzia czarnego w roku 1999. Przebywał tam na przełomie kwietnia i maja. Udało się go wówczas złapać (okazało się, że była to samica) i zaobrączkować. Od roku 2001 doniesienia o obserwacjach pojedynczego łabędzia czarnego spływają regularnie, z różnych województw.
Czarny łabędź nie jest zbyt płochliwy, jeśli więc pozostanie w tym miejscu jakiś czas, nie będzie go trudno schwytać. Fot. Ewa Wesołowska |
Wczorajsze obserwacje łabędzia czarnego pochodzą od amatorów (niezależnie od siebie przekazały je nam panie Ewa Wesołowska i Irena Zielińska). Zapewne wkrótce udadzą się tam ornitolodzy i podejmą próbę schwytania i zaobrączkowania ptaka.
Należy pamiętać, że pojawianie się gatunków obcych, uciekających z hodowli, jest zjawiskiem negatywnym i nie ma nic wspólnego ze zwiększaniem różnorodności biologicznej. Większość egzotycznych zwierząt wpływa niekorzystnie na gatunki rodzime (np. konkurując z nimi o pokarm lub miejsca lęgowe, albo zarażając zawleczonymi patogenami), a więc w skali globalnej powodowane sztucznie przez człowieka rozpowszechnianie się inwazyjnych gatunków obcych przyczynia się do ubożenia przyrody i wypierania słabszych gatunków rodzimych. Niestety, w Polsce nie podejmuje się na szerszą skalę działań zapobiegawczych. Tymczasem im wcześniej by się je zaczęło, tym byłyby tańsze i skuteczniejsze. Należy się więc zastanowić, czy po ewentualnym schwytaniu i zaobrączkowaniu ptaka tego należy wypuścić, czy też powinien raczej trafić do jakiegoś ogrodu zoologicznego lub innej zamkniętej hodowli.
Andrzej Kepel